John Keats
Jasna Gwiazda
Jasna gwiazdo, o, gdybym mógł tak nieprzerwanie
Jak ty — nie, nie promienieć samotnie, wysoko
Jak na wieczność rozwarte, w natury otchłanie
Bezsennie zapatrzone pustelnika oko;
Nie śledzić, jak w odwiecznym kapłańskim mozole
Wody mórz obmywają ludzkich lądów brzegi,
Lub jak na ostre rysy łańcuchów gór w dole
Maską czystą i miękką opadają śniegi;
Nie — raczej nieprzerwanie jak ty i niezmiennie
Trwać jak teraz, skroń tuląc do piersi dziewczęcej,
Czuć bez końca, jak oddech unosi ją sennie,
Na sen nie tracić odtąd ani chwili więcej
I wciąż, wciąż słyszeć równy puls serca w tej piersi,
I żyć tak wiecznie — albo zapaść w wieczność śmierci.
Jak ty — nie, nie promienieć samotnie, wysoko
Jak na wieczność rozwarte, w natury otchłanie
Bezsennie zapatrzone pustelnika oko;
Nie śledzić, jak w odwiecznym kapłańskim mozole
Wody mórz obmywają ludzkich lądów brzegi,
Lub jak na ostre rysy łańcuchów gór w dole
Maską czystą i miękką opadają śniegi;
Nie — raczej nieprzerwanie jak ty i niezmiennie
Trwać jak teraz, skroń tuląc do piersi dziewczęcej,
Czuć bez końca, jak oddech unosi ją sennie,
Na sen nie tracić odtąd ani chwili więcej
I wciąż, wciąż słyszeć równy puls serca w tej piersi,
I żyć tak wiecznie — albo zapaść w wieczność śmierci.
(tłum. S.Barańczak)
Jeżdżąc autobusem do szkoły, co dzień mijałam dziewczynę w lawendzie. Mijałam tą "Jaśniejszą od gwiazd" i zastanawiałam się, jaki był jej los...
Film ten z łatwością można podsumować: opowieść o pierwszej miłości. Słowa te jednak zawierają tak niewiele poezji, tak mało gwiazd i motyli, tak bardzo brak im woni deszczu, smaku szczęścia i łez tęsknoty, że niemal zabronionym powinno być używanie ich w stosunku do tej historii.
"Jaśniejsza od gwiazd" w reżyserii Jane Campion to film pierwszy z wielu w swym gatunku, a dla mnie jest on jednym z najpiękniejszych spośród wszystkich. Tu każde ujęcie jest osobnym obrazem, a muzyka rozbrzmiewa w duszy. Tu każdy uśmiech wyraża miłość, a każde słowo jest jej potwierdzeniem. Albowiem jest to opowieść o motylach w brzuchu i sypialni - umierających, kiedy nie nadchodzą wyczekiwane listy. To historia o trudnych początkach i smutnych zakończeniach. Ale przede wszystkim to sen o wiecznej miłości, która naprawdę istniała... Gdzieś na łąkach pełnych kwiatów i w szemrzących gałęziach oraz na dróżkach, którymi wędrowała dziewczynka o wiecznie zdziwionym spojrzeniu...
Czy nie jest cudownie kojącą myśl, że prawdziwa miłość się przytrafia? O tak, naturalnie, jestem skończoną romantyczką. ^^ Wątki miłosne w książkach czy filmach są tymi, do których przywiązują największą wagę. Mam nieraz takie wrażenie, że miłość zmienia smak wszystkiego niczym odrobina cukru w herbacie. Bo czy słońce nie świeci jaśniej? Czy słowa nie brzmią lepiej...? Natomiast jeśli jej brak, doświadczam gorzkiego uczucia żalu, jak po niespełnionej obietnicy. Kiedy jej brak, to jest jak wschód pozbawiony słońca czy ptak skrzydeł. To brak najważniejszego...
***
Słowa nie wyrażą, jak bardzo głupio mi z powodu, że tak okrutnie zaniedbałam mojego bloga. Straszliwie mi przykro i przepraszam. Lecz... proszę najpiękniej... wybaczycie mi to, kochani, prawda? Ponieważ... wszystkie dni były dla mnie tak podobne do siebie i nie odróżniały ich nawet najkrótsze i najmniej trwałe chwile zdolne do tego, że niemal pożegnałam się z myślą, że będę potrafiła napisać cokolwiek. Jednak dziś o poranku po niebie sunęły niezwykłe i cudowne chmury - najbardziej chyba niesamowite, jakie widziałam kiedykolwiek w moim życiu. Widok, który roztaczał się wokół, był tak piękny, że aż ściskał serce i... wtedy byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Piszę więc, ponieważ jestem szczęśliwa. Piszę z życzeniami miłości.