wtorek, 31 sierpnia 2010

Ania z Zielonego Wzgórza - Lucy Maud Montgomery

"Nic nie zdoła ukrócić skrzydeł jej wyobraźni ani przytłumić świata jej marzeń, a zakręt na drodze zawsze może się zdarzyć.
- Życie jest piękne - szepnęła Ania z zachwytem."


   "Jedna książka może zmienić całe życie człowieka."* Tych słów nie wypowiedziała jednak owa kanadyjska pisarka, której powieść ukochały niepoliczalne miliony dziewcząt na całym świecie, lecz pomimo to są one we właściwym miejscu. Dlaczego? Ponieważ ta książka wpłynęła na moje życie jak już żadna inna tego nie zrobi, a mało która byłaby w ogóle do tego zdolna.
   Mój prywatny egzemplarz pochodzi z czasów młodości mej mamy, ale o ile do mojego dzieciństwa przehibernował w stanie niemal nienaruszonym, o tyle teraz zniszczony jest, jak gdyby wędrował z rąk do rąk przez dziesiątki pokoleń. Bo i ja sięgałam po niego odpowiednio często...
  Natomiast nie pamiętam mojego pierwszego spotkania z Anią. Musiała mi jednak nie przypaść do gustu jak choćby Alicja z Krainy Czarów czy Pippi Langstrumpf. Może... raziło mnie jej gwałtowne usposobienie, podczas gdy ja byłam dzieckiem grzecznym i spokojnym (; ))? Być może pomyślałam, że to jedna z wielu... Jakże wówczas zdziwiłabym się, gdybym wiedziała, co zgotował dla mnie los. I znowu pamięć dokonała dziwnej selekcji, ponieważ i po drugim spotkaniu nie pozostało nic poza świadomością, że naprawdę było. A musiało być decydującym, skoro wkrótce obdarzyłam "Anię z Zielonego Wzgórza" dozgonną miłością. Od tamtego czasu przeżywałam ją kilka razy do roku i liczba ta bynajmniej nie malała. Być może trudno będzie Wam uwierzyć, ale za każdym razem, kiedy ją czytałam, odkrywałam coś zupełnie nowego i byłam z tego powodu przeszczęśliwa - a i działała na mnie inaczej. I mam ogromną nadzieję, że nigdy nie dojdę do wniosku, że nie mam po co sięgać po nią po raz kolejny...
   Zdaje mi się teraz, że wiem, dlaczego tak bardzo pokochałam Anię, wszystkich jej przyjaciół i bliskich, i cały świat, który odmalowała Montgomery. Bowiem oni stanowią esencję mojego dzieciństwa, mojej Krainy Szczęśliwości, której nie chcę wcale opuszczać. Chcę do niej wracać i wcale nie zachowywać pozorów, że jest inaczej - i wtedy Ania będzie mi towarzyszyła. Oprócz tego, ona tak bardzo żyje we mnie, że jesteśmy do siebie niesamowicie podobne - na przykład obie wielbimy naturę i piękno, piszemy i wszystkie wzruszenia przeżywamy z dużą siłą. Lecz to w sumie tkwiło we mnie zawsze, a "Ania z Zielonego Wzgórza" była mi po prostu przeznaczona, by mnie samą uświadomić o istnieniu tego.
   Ze swoich obserwacji wiem, że osoby, które przeczytały tę powieść, dzielą się na tych, którym się bardzo spodobała, i tych, którzy ledwo przez nią przebrnęli. Naprawdę wyjątki stanowią ci, którym pozostała ona obojętna. I to jest w niej właśnie cudowne - że wciąż budzi emocje i uczucia, pomimo że świat zmienił się tak wielce. Jest uniwersalna - od zawsze na zawsze...
   Tyle napisałam, a ledwie dotknęłam tematu. Bowiem o czym w ogóle jest "Ania..."? A o małej, rudowłosej dziewczynce, która przez całe swoje dzieciństwo była sama. Jej rodzice zmarli niedługo po jej urodzeniu i od tamtej pory sierotka była niechciana przez nikogo. Owszem, była sama, ale nigdy samotna. Zawsze miała swoją bogatą wyobraźnię, która podsuwała jej obrazy wyimaginowanych przyjaciółek i kolorowała jakże smutną rzeczywistość. Nagle jednak los uśmiechnął się do Ani i dzięki małej pomyłce trafiła pod dach Zielonego Wzgórza. A tam znalazła prawdziwych przyjaciół i poznała dobrych ludzi. Cała książka pełna jest komicznych sytuacji, dowcipnych dialogów lub... monologów, ponieważ nikt tak jak Ania nie potrafi rozprawiać o na każdy temat. Jest to ciepła historia o spełnionych marzeniach, o zaufaniu i przyjaźni. I jest jedną z tych dobrych, starych powieści, w które czytelnik może wejść i przeżywać wszystko wraz z bohaterami. Co tu dużo mówić: jest śliczna.
   Tworząc to dzieło, autorka włożyła w nie całe swe serce i duszę. Można w nim znaleźć wiele elementów autobiograficznych. Sama bowiem wiodła życie jak z XIX-wiecznego romansu. Jak bohaterka jej najbardziej znanej książki, straciła jako niespełna dwuletnie dziecko matkę, jej ojciec oddał ją teściom na wychowanie, a sam powtórnie się ożenił. Jednak dziadkowie nigdy nie potrafili okazać jej miłości, przez co Lucy rzadko była szczęśliwa. Przeżywała również miłosne rozterki, lecz za mąż wyszła z rozsądku, swego męża darząc uczuciem pozbawionym namiętności. Pomimo urodzenia mu synów (jeden z nich zmarł po porodzie), czuła się bardzo samotna. Swe życie zakończyła tragicznie: samobójstwem..
   Wcześniej jednak wydała wiele książek, w tym osiem części sagi o Ani. Co prawda żadna z nich nie porywa tak, jak pierwsza część; widzimy jednak, jak bohaterka dorasta - starzeje się... i traci wiele ze swojego temperamentu. A wtedy zdajemy sobie sprawę zupełnie jak Maryla, niezależnie od tego, co przedtem myśleliśmy, że kochaliśmy ją "daleko bardziej taką, jaką była". W rzeczywistości jednak Montgomery cały czas pisze o sobie, o swoich marzeniach, lecz także bólu i poczuciu osamotnienia. Wszystko kończy dziewiąty tom, zupełnie różny od poprzednich (wydany dopiero w 2009 roku), odzwierciedlający jej czarne myśli. Jednak nie wolno nam jej takiej zapamiętać, nie! - ona na zawsze pozostać musi  tą, która potrafiła odmalować słowami przepiękny świat, który trzeba kochać...

"Co chwilę inna kwestia do rozważenia... co chwila coś innego, co nie daje spokoju. Rozstrzygniesz jedną sprawę, a już się nasuwa następna. Nad tak wieloma kwestiami należy się zastanowić i tyle rozstrzygać z chwilą gdy dorastamy."


"(...)wydawało mi się, że przyszłość rozciąga się przede mną jak prosta droga. Myślałam, że mogę zobaczyć jak wygląda przez wiele mil. Ale teraz trafiłam na zakręt. Nie wiem, co leży za tym zakrętem, ale chcę wierzyć, że to co najlepsze. Sam w sobie jest fascynujący ten zakręt, Marylo. Zastanawiam się, jak biegnie za nim droga - ile jest w niej zielonej świetności i miękkich, przeplatanych swiateł i cieni, jakie są nowe krajobrazy, nowe piękno, jakie jeszcze zakręty i wzgórza, i doliny w oddali."


"Życie moje jest prawdziwym cmentarzem nadziei.(...) Szalenie lubię wszystko, co romantyczne, a cmentarz pogrzebanych nadziei jest chyba czymś najbardziej romantycznym, co można sobie wyobrazić... Prawie jestem rada, iż go posiadam."

* Carlos Ruiz Zafón

Cytaty pochodzą z książki "Ania z Zielonego Wzgórza"
Warszawa 1990, Nasza Księgarnia (przełożyła Rozalia Bernsteinowa)


***
   Dziś ostatni dzień wakacji. Jedyne, czego żałuję, to tego, że kończą się w takim ponurym nastroju powodowanym pogodą i... wizją nieuchronnego końca. ; ) Jednak to były jedne z piękniejszych wakacji w moim życiu (za rok mam nadzieję powiedzieć to samo ^^): pełne odkrywczej pasji, natchnienia i szczęścia. Lecz tak cudownie wypoczęłam, że nie zamieniłabym się z nikim nawet za podróż dookoła świata czy lot w kosmos. Jestem zupełnie przygotowana na nowe wyzwania, ciężkie obowiązki i pełna chęci do nauki. Życzę Wam tego samego - po prostu radości z faktu, że możecie żyć na świecie!


8 komentarzy:

  1. Tę książkę przez wiele lat uważałam za jedną z gorszych rzeczy mojego życia, a widząc ją na półkach w księgarni, omijałam szerokim łukiem.
    Nie przez jej treść. Nie, spokojnie ;)
    Kiedy będąc w 6 klasie podstawówki, przeprowadziłam się do Polski, to była pierwsza książka, którą miałam przeczytać po polsku. Wyłam dniami i nocami, zmuszona każde słowo sprawdzać w słowniku. Bo cięzko jest czytać cokolwiek w języku, którego człowiek po prostu nie zna.
    Także mimo tej cudownej recenzji, chyba się nie przełamię i nie zaprzyjaźnię się z Anią z zielonego...

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O, Ario, dziękuję. ^^ To fascynujące! Gdzie wcześniej mieszkałaś? Musisz mieć ogromny talent do języków, skoro teraz umiesz go w takim stopniu, bo tak znakomicie się Ciebie czyta. ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Montgomery stworzyła w swoich książkach wspaniały świat, który bardzo długo był wyznacznikiem mojego życia. Jeszcze nawet dzisiaj, gdy jestem dorosłą kobietą, a wulgarna rzeczywistość, stara się mnie pochłonąć, otrząsam się i mówię sobie: "nie, muszę byc taka jak Ania", czyli odnajdywać choć trochę piękna w otaczających mnie ludziach, zachwycać się zachodami i wschodami słońca i być po prostu dobrym człowiekiem. To wszystko nie pasuje do dzisiejszego świata, prawda?:)
    Świetna recenzja, dobrze się czyta:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Tusienko, pięknie dziękuję. ^^
    Ja też, zwłaszcza, kiedy mam zły dzień lub czuje się jakoś nie w porządku, staram się przypomnieć sobie Anię. Zaczynam wówczas zauważać "o! w jaki cudny obraz zlewają się drzewa przy drodze, kiedy autobus tak mknie!" i jestem nagle szczęśliwa. ; ] Chciałabym, by na wszystkich ludzi "Ania..." miała taki wpływ, bo może wtedy świat byłby lepszy...?

    Pozdrawiam serdecznie. ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Aniu, urodziłam się i przez 12 lat mieszkałam w Rosji, w Petersburgu :)
    Nie wiem, czy to talent do języków, czy raczej szalony pomysł moich rodziców, by oddać mnie do zwykłej polskiej szkoły od razu po przyjeździe, kiedy to języka w ogóle nie znałam. W każdym razie zabawnie było iść do szkoły, gdzie wszyscy przekają niezrozumiale, a ja umiem powiedzieć jedynie "dziękuję", "przepraszam", "nie rozumiem" :P Tego trzeciego używałam co dwie minuty xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam:) W opisie bloga widziałem,że lubisz Zafona i Dickensa. Będę więc czekał na recenzje książek tych właśnie autorów, bo również zaliczam ich do swoich ulubionych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ario, to chyba było niesamowite doświadczenie. : ) Choć pewnie musiało być Ci ciężko...

    Szasto, bardzo się cieszę i postaram się Ciebie nie zawieść. ; p

    OdpowiedzUsuń
  8. Aniu, zmiana kraju nigdy nie jest rzeczą łatwą, choć muszę przyznać, że znajomość dwóch kultur jest zabawną rzeczą :)
    Jeżeli chcesz o tym pogadać, pisz do mnie na maila (wiktoria1703@o2.pl) :)

    Sciskam :)

    OdpowiedzUsuń